środa, 4 marca 2015

Posadzona na wózek inwalidzki

   Chcę się dzisiaj z Wami podzielić chwilą z mojego życia, którą mam nadzieję zapamiętam na długi czas. Jest to sytuacja, która miała miejsce w autobusie w jeden z tych dni, których bym normalnie nie zapamiętała.
  Jechałam zajmując najlepsze z miejsc stojących, a mianowicie opierając się o oparcie dla wózków inwalidzkich. Na którymś z kolejnych przystanków wsiadł starszy mężczyzna. Na pierwszy rzut oka zwykły starzec z kulami, prawdopodobnie wybierający się do kościoła, co wywnioskowałam po eleganckim ubiorze. Ale chwila... Czy ja dobrze widziałam? Czy On ma tak strasznie chudą nogę?! Nie, to nie była Jego noga. Zorientowałam się już w momencie kiedy stanął obok mnie. Mężczyzna zamiast nogi miał pod spodniami zapewne kule nie grubszą, niż kij od szczotki. Zaczynała się na pewno ponad stawem kolanowym, o ile nie wyżej. Było mi niezręcznie i głupio. Nie wiedziałam jak mu zaproponować swoje miejsce, tak żeby go nie urazić. W końcu odważyłam się na "proszę, może chce się pan oprzeć? Będzie panu wygodniej". Po automatycznym "nie, dziękuję" i ponownej zachęcie z mojej strony usłyszałam "w takim razie oprę się na chwilę". Mężczyzna odsapnął z dużą ulgą, a na Jego twarzy pojawiło się coś w rodzaju rozczarowania zmieszanego z ukojeniem. Przejechał jeszcze kilka przystanków i tak jak się spodziewałam, zbierał się do wysiadki przy kościele. Zanim to zrobił powiedział do mnie jeszcze kilka słów,  które dały mi do myślenia "pamiętaj, nigdy nie daj się posadzić na wózek". Wysiadł. Widziałam jeszcze jak się oddala pomagając sobie nieporęcznymi kulami i zastanawiałam się nad tym, na co ja ostatnio narzekałam lub czego nie zrobiłam wymyślając sobie wymówkę. Wierzcie mi, dużo tego w jednej chwili napłynęło mi do głowy. 
    A Wy? Dalibyście się posadzić na wózek? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz