


I tak czas mijał... Włosy rosły nadal idealnie prosto i tylko czasem zakręciły się na warkoczach tylko po to, żeby się po paru godzinach wyprostować. Mówiłam, że w mojej historii nic się nie dzieje ciekawego. Do czasu...

Rok temu (2013) niemal każdego dnia oglądałam zdjęcia Taylor Swift w kręconych
włosach. Ta objętość, kolor... Jej loki nie były tak nudne jak moje
"druty". Zawsze równiutko przylegające do głowy, każde upięcie zawsze
wyglądające tak samo, kitka zawsze cieniutka, włosy od przylegania do
głowy przetłuszczone po paru godzinach. Postanowiłam, że czas coś w
sobie zmienić i podekscytowana podzwoniłam po fryzjerach popytać o cenę
trwałej. Cena przekraczała moje możliwości, więc zdecydowałam się
chociaż je rozjaśnić. Kupiłam jedną z tańszych farb na rynku - kolor
254 z firmy Palette. Efekt? Zadowalający w pełni, zbliżony do koloru
Taylor. Zadowalający, aż do pojawienia się odrostów. Były widoczne w
bardzo krótkim czasie i byłam zmuszona kłaść kolejne farby.
W którymś momencie wróciła wizja loków. Zobaczyłam w sklepie płyn do trwałej z Joanny i bez zawahania wrzuciłam go do koszyka razem z walkami do włosów. Dużo się napracowałam przy nakręcaniu, spryskiwaniu i płukaniu. Byłam szczęśliwa i przerażona równocześnie. Efektu jednak nie było, mimo że wykonałam wszystko zgodnie z instrukcją. Włosy nadal były idealnie proste. Jedynie na grzywce zrobiła się fala, która dodawała mi "nieziemskiego uroku". Zapłakana i zła na los, który skazał mnie na proste włosy postanowiłam nadal walczyć o loki. Minął tydzień i wybrałam się do salonu fryzjerskiego. Usłyszałam, że moje włosy są długie i tym samym ciężkie; że mogą się wyprostować po pierwszym umyciu tym bardziej, że są BARDZO odporne na kręcenie. Musiałam spróbować, żeby już się nie zadręczać pytaniem "A co by było gdyby...?". Jak się to skończyło? Dojechałam do domu już z prostymi włosami. I tak oto w miesiąc zniszczyłam włosy całkowicie.
Byłam pewna, że już nie zdecyduje się na takie szaleństwa. Owszem farbowałam włosy jeszcze nie raz czy to henną, czy chemiczną farbą na blondy i rudości. Nic nie wskazywało na to, że po roku od trwałej sięgnę po brązy. Zaczęło się niewinnie od bardzo jasnego brązu, który się po prostu wypłukał, więc nawet nie mam z tego czasu zdjęcia. Stwierdziłam, że skoro się wypłukuje to sięgnę po ciemniejszy brąz. I tu był płacz i panika. Włosy były niemal czarne! Wytrzymałam w nich tydzień i zaatakowałam rudą farbą, która z czasem jak kolor zaczął schodzić dał efekt jasnego rudego brązu. Obecnie (2014) jestem zadowolona z tego koloru. Może to jest właśnie ten kolor którego szukałam? Włosy od momentu trwałej odrosły do płatka ucha i motywują mnie do dalszej pielęgnacji. Liczę na to, że już nie porwę się na szaleństwa. Przynajmniej tak sobie obiecałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz