sobota, 20 września 2014

Moja włosowa historia

   Wszystkie Włosomaniaczki piszą swoją włosową historię, więc czuję się zobowiązana do zamieszczenia również swojej. Nie jest długa i porywająca, nie ma w niej wieloletnich metamorfoz "od księżniczki do kopciuszka", jednak ukazuje prawdziwe miesięczne piekło dla włosów, które pozostawiło ślady na kolejne lata. Jeden miesiąc - efekt wieloletnich włosowych tortur.

   Powinnam chyba zacząć od lat przedszkolnych? To będzie bułeczka z masłem. Zawsze idealnie proste, błyszczące i rozpuszczone. I na tym w sumie mogłabym zakończyć historię dziecięcych lat, bo nic ciekawego się z moimi włosami nie działo. Jak większość dzieci nie zwracałam na nie jakiejś większej uwagi. Byłam jedynie małą pedantką jeśli chodzi o równy przedziałek i zawsze uczesane włosy.

   W 2007 roku, po tym jak miałam włosy do ramion, dałam się na mówić na duże cięcie i przyznam się Wam, że to był ostatni raz kiedy byłam u fryzjera w celu przycięcia włosów. Byłam przerażona i biegłam z płaczem do domu.  Od tej pory postanowiłam zapuszczać włosy.

   I tak czas mijał... Włosy rosły nadal idealnie prosto i tylko czasem zakręciły się na warkoczach tylko po to, żeby się po paru godzinach wyprostować. Mówiłam, że w mojej historii nic się nie dzieje ciekawego. Do czasu...

   Zawsze miałam idealnie proste włosy, których zakręcenie graniczyło z cudem. Nie lada wyzwaniem był czas komunii kiedy to wszystkie dziewczynki prezentowały się w lokach. A ja? Ja gdy tylko kogut zapiał dreptałam do fryzjera na karbowanie, żeby coś się na tej głowie działo i wytrzymało przynajmniej na czas mszy. Po latach coś we mnie "pękło" i zrobiłam moim włosom wielką krzywdę, której już nigdy nie powtórzę.

   Rok temu (2013) niemal każdego dnia oglądałam zdjęcia Taylor Swift w kręconych włosach. Ta objętość, kolor... Jej loki nie były tak nudne jak moje "druty". Zawsze równiutko przylegające do głowy, każde upięcie zawsze wyglądające tak samo, kitka zawsze cieniutka, włosy od przylegania do głowy przetłuszczone po paru godzinach. Postanowiłam, że czas coś w sobie zmienić i podekscytowana podzwoniłam po fryzjerach popytać o cenę trwałej. Cena przekraczała moje możliwości, więc zdecydowałam  się chociaż je rozjaśnić. Kupiłam jedną z tańszych farb na rynku -  kolor 254 z firmy Palette. Efekt? Zadowalający w pełni, zbliżony do koloru Taylor. Zadowalający, aż do pojawienia się odrostów. Były widoczne w bardzo krótkim czasie i byłam zmuszona kłaść kolejne farby.

   W którymś momencie wróciła wizja loków. Zobaczyłam w sklepie płyn do trwałej z Joanny i bez zawahania wrzuciłam go do koszyka razem z walkami do włosów. Dużo się napracowałam przy nakręcaniu, spryskiwaniu i płukaniu. Byłam szczęśliwa i przerażona równocześnie. Efektu jednak nie było, mimo że wykonałam wszystko zgodnie z instrukcją. Włosy nadal były idealnie proste. Jedynie na grzywce zrobiła się fala, która dodawała mi "nieziemskiego uroku". Zapłakana i zła na los, który skazał mnie na proste włosy postanowiłam nadal walczyć o loki. Minął tydzień i wybrałam się do salonu fryzjerskiego. Usłyszałam, że moje włosy są długie i tym samym ciężkie; że mogą się wyprostować po pierwszym umyciu tym bardziej, że są BARDZO odporne na kręcenie. Musiałam spróbować, żeby już się nie zadręczać pytaniem "A co by było gdyby...?". Jak się to skończyło? Dojechałam do domu już z prostymi włosami. I tak oto w miesiąc zniszczyłam włosy całkowicie.


   Byłam pewna, że już nie zdecyduje się na takie szaleństwa. Owszem farbowałam włosy jeszcze nie raz czy to henną, czy chemiczną farbą na blondy i rudości. Nic nie wskazywało na to, że po roku od trwałej sięgnę po brązy. Zaczęło się niewinnie od bardzo jasnego brązu, który się po prostu wypłukał, więc nawet nie mam z tego czasu zdjęcia. Stwierdziłam, że skoro się wypłukuje to sięgnę po ciemniejszy brąz. I tu był płacz i panika. Włosy były niemal czarne! Wytrzymałam w nich tydzień i zaatakowałam rudą farbą, która z czasem jak kolor zaczął schodzić dał efekt jasnego rudego brązu. Obecnie (2014) jestem zadowolona z tego koloru. Może to jest właśnie ten kolor którego szukałam? Włosy od momentu trwałej odrosły do płatka ucha i motywują mnie do dalszej pielęgnacji. Liczę na to, że już nie porwę się na szaleństwa. Przynajmniej tak sobie obiecałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz