środa, 22 października 2014

Proantycyjanidy - to nie takie trudne

   Skoro już doszliśmy do tego, że jednym z powodów cellulitu jest osłabiona tkanka łączna to powinniśmy zatrzymać jej rozpad. A tak dokładniej to rozpad kolagenu, z którego ta tkanka jest zbudowana. Bo co nam da jej ciągłe odbudowywanie skoro będzie się rozpadać?

   Słyszałam o pozytywnym działaniu proantycyjanidów. Pomińmy może tłumaczenie jak to jest zbudowane, itd. I tak tego nie zapamiętamy. :) Ważne jest w jakich produktach te związku się znajdują i jak działają.

   Ciężko mi było się doszukać produktów zawierających ten związek, jednak strony obcojęzyczne mnie nie zawiodły. Oczywiście jeśli jesteśmy bogaci - chwila ciszy... - możemy sobie kupić odpowiednie tabletki w cenie ok 100-200zł lub więcej. Jednak jeśli nie, to możemy zaopatrzyć się w codzienne produkty spożywcze zawierające proantycyjanidy. Znajdziemy je głównie w czerwonych winogronach, czy ich formie przetworzonej - czerwonym winie. Obecnie może być ciężko o dobre czerwone winogrona, ale lampka czerwonego wina do obiadu... Dlaczego nie? :) Jeśli chodzi o owoce to związek ten znajdziemy również w borówce, jabłkach, czarnej porzeczce czy aronii. Chyba dwa razy w życiu zdarzyło mi się jeść żurawinę - a szkoda, bo ona również zawiera proantycyjanidy. Jeśli chodzi o przyprawy to warto pomyśleć o cynamonie. Nie mam jeszcze pomysłu do czego go dodawać, ale podobno dodany do herbaty wspomaga odchudzanie, ;) Najlepiej, żeby to była herbata zielona - uhh... Cynamon i zielona herbata? Aż mnie ciarki przeszły po plecach - która również zawiera interesujący nas związek. Żeby życie nie było zbyt szare dorzucam jeszcze ziarno kakaowe, które ma wysokie stężenie proantycyjanidów. No to super, kakao to ja lubię! Tylko... jak mi to pomoże w walce z cellulitem?
 
   Już Wam tłumaczę. Wszystkie te produkty - zawierające proantycyjanidy - zapobiegają rozpadowi kolagenu. W jaki sposób? To już trzeba być po ukierunkowanych studiach wyższych. Ważne, że wiemy, że działają tak jak tego oczekujemy! :)

piątek, 10 października 2014

Październik 2014


   Na początek chciałabym wam pokazać pozostałości po trwałej. Widać to tylko przy mokrych włosach po ich ugnieceniu. Po wyschnięciu wracają do swojej pierwotnej formy nawet po użyciu pianek czy lakierów. Szkoda, bo naprawdę podobają mi się kręcone włosy.

   Kolor pozostał bez zmian przez czasowy brak funduszy na hennę. Na zdjęciu końce wydają się ciemniejsze, ale tak naprawdę całe włosy są jednolite. Podobno ta zniszczona część włosów jest jaśniejsza, ale miałam problem ze zrobieniem zdjęcia oddającego rzeczywisty kolor.

   Włosy nadal się łamią na końcach, ale na szczęście nie rozdwajają. Muszę się pochwalić ładnym blaskiem. Nawet na zniszczonej części udało mi się miejscami osiągnąć złudzenie tafli. No tak, złudzenie, bo to nie są zdrowe włosy. W ogóle odrosty jakoś są mniej widoczne, więc wnioskuję, że kolor się wypłukał. Może to i lepiej... W każdym razie wydaję się mniej łysa patrząc na przedziałek! :)



 Pielęgnacja 
  
   Jeśli chodzi o mycie to na chwile obecną nic się nie zmieniło. Nadal używam tych samych produktów i czekam, aż się skończą. Za to nie odmówiłam sobie laminowania włosów (stąd myślę ta złudna tafla na zniszczonych włosach), olejowania i maseczek z drożdży. W wolnej chwili opiszę swoje domowe metody pielęgnacji w oddzielnych postach, żeby z czasem "przepisy" nie zginęły.


         Powrót

czwartek, 9 października 2014

Pożegnanie z celluless - masaże próżniowe

   Chciałabym wam przedstawić moją teorię na temat masażerów próżniowych zarówno tych mechanicznych jak i ręcznych typu bańki chińskie. Moją teorię zbudowałam na wiedzy o powstawaniu cellulitu i niestety przykrym doświadczeniu. Zacznę od dnia zakupu masażera celluless.

   Długo zastanawiałam się nad wyborem pomiędzy bańkami chińskimi, masażerem elektrycznym, a pasem wibracyjnym. Padło na masażer elektryczny dzięki wspaniałej reklamie pokazującej ruch tkanki tłuszczowej podczas masażu. Wtedy myślałam, że przecież chodzi o to, żeby go przepchać, ruszyć z miejsca, czy rozbić. I tak też z nim walczyłam. Masowałam sumiennie, aż doszłam do wniosku, że jest jeszcze gorzej niż było. Zaprzestałam masowania i zastanawiałam się, dlaczego mam go więcej mimo kontrolowania tego co jem i codziennych ćwiczeń. Teraz już wiem...

   Jak już wspominałam w innym poście cellulit to nic innego jak tkanka tłuszczowa, która uwolniła się z trzymającej ją w całości tkanki łącznej przez jej osłabienie. Wyobraźcie sobie tkankę łączną jako materiałowy delikatny woreczek, w którym jest galaretowata maź - tkanka tłuszczowa. Nasz woreczek ma niestety kilka dziurek, pruje się z braku kolagenu, a tymi dziurkami na zewnątrz próbuje się wydostać nasza maź. Taki masaż próżnią jedynie wyciąga tłuszcz przez otwory dodatkowo je powiększając i niszcząc strukturę naszego woreczka. To jak przyłożenie rury odkurzacza, tylko w tym przypadku workiem na odpady jest nasza tkanka podskórna i stąd większa ilość cellulitu, zamiast redukcja. Taka jest moja teoria na temat masażu metodą próżniową. 

   Wiem, że jest wiele zwolenniczek masażu bańkami chińskimi, czy innymi próżniowymi cudami. Ja jednak mówię im stanowczo "NIE". Dla mnie jest to niebezpieczne niszczenie tkanki łącznej i pompowanie tkanki tłuszczowej pod skórę. A Wy co o tym myślicie?


środa, 8 października 2014

Dlaczego mam cellulit?

   Cellulit to chyba największa zmora kobiet. Mówi się, że tylko 10% kobiet może się cieszyć jego brakiem. Niestety ja do tej grupy nie należę i tak oto pojawia się dział poświęcony mojej konfrontacji z cellulitem. Mój plan działania jest następujący: poznać wroga, wycelować i zniszczyć. Proste prawda?

  Sporo czytałam o genezie cellulitu, ponieważ uważam, że od tego zależy sukces w jego likwidacji. Najprościej mówiąc jest on spowodowany przez podskórną tkankę tłuszczową, która rozrasta się w kierunku warstwy skórnej, powodując nierówności na powierzchni skóry. Dla uproszczenia przekazu posłużę się prostymi obrazkami. Pierwszy rysunek pokazuje prawidłowe rozmieszczenie tkanek, a co za tym idzie brak cellulitu. Drugi natomiast wymaga komentarza.

   Należy zwrócić uwagę na tkankę w kolorze żółtym przedstawiającą tkankę tłuszczową oraz na tkankę łączną, która jest przedstawiona w formie białych linii. Ważne w tym momencie jest poznanie głównego składnika tkanki łącznej - kolagenu. To właśnie jego niedobór rozpoczyna proces powstawania cellulitu. No dobrze, tylko skąd ten niedobór? Już tłumaczę. Wszystkiemu winny jest estrogen, który ma na zadanie rozbijać kolagen podczas porodu w szyjce macicy, aby ułatwić nam wydanie dziecka na świat. Moją pierwszą myślą było "pozbyć się estrogenów!", ale o tym powiem następnym razem. :)

   Wracając do tematu genezy cellulitu... Niedobór kolagenu w tkance łącznej, otaczającej tkankę tłuszczową, powoduje rozszerzanie się tkanki tłuszczowej pod powierzchnię tkanki skóry i rozprzestrzenianie się jej doprowadzając do powstania charakterystycznej skórki pomarańczowej.

   I teraz "piękne" uwieńczenie napływającej wiedzy: każda nowa komórka tłuszczowa pobudza organizm do wytwarzania estrogenów, co powoduje zanik kolagenu pozwalając na rozwój kolejnych tkanek tłuszczowych.
Zamknięte koło, czyż nie?